Na początek trochę matematyki połączonej z memetyką: pięć, góra dziesięć osób na dwieście, które to przeczytały, to nie wszyscy. Co za tym idzie, nie wszyscy twierdzą, że mam nierówno pod sufitem. Ale te dziesięć osób ma rację i jest to jak najbardziej oczywiste, bo gdybym była normalna, to nie dawałabym sobą tak pomiatać.
To był tylko taki mały dodatek, nieuznawany za wstęp. Teraz nadejdzie treść właściwa:
W pierwszej kolejności pragnę podziękować za wszystkie miłe słowa i przypadkowe wiadomości skierowane pod mój adres. Myślałam, że po opublikowaniu tego posta zostanę rytualnie wyklęta ze społeczności feja, ale myliłam się i w sumie dobrze się stało, wyrzuciłam już swojego hejta, mogę zaczynać życie od nowa.
Tym razem chciałabym pozostawić tutaj coś dobrego i przyjemnego, co pozostało mi z tego roku. Złe traktowanie nie zdołało przyćmić wielu dobrych chwil, jakie przeżyłam z Kacprem i uświadomiło mi jednocześnie za co tak naprawdę go kochałam. I nadal kocham.
Lubiłam, gdy byliśmy sami, bo wtedy czułam się ważna i doceniana. Mogłam się przytulić do niego, położyć głowę na jego klatce piersiowej i słuchać, jak bije mu serce. I cieszyć się myślą, że bije ono dla mnie.Było mi ciepło i przytulnie i prawie od razu zasypiałam. Uwielbiałam ten moment zaskoczenia, gdy nagle budziłam się wtulona w jego twarz tak, jakbyśmy spali przodem do siebie. Kiedyś w jednej z takich chwil, gdy Kacper uczył się na zaliczenie, ja przysnęłam sobie obok niego. Drzemałam pewnie dosłownie chwilkę, bo obudził mnie delikatnym gładzeniem moich włosów i lekkimi pocałunkami na całej mojej twarzy. Nie otworzyłam oczu i udawałam, że śpię dalej tylko po to, żeby mu nie przeszkadzać. Uczucie, jakby ciepłe płatki śniegu spadały po kolei na moją buzię. Miłość i bezpieczeństwo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz