niedziela, 24 marca 2013

kiczowato

Postanowiłam ruszyć przed siebie w nieznane, zrobić coś dla siebie i może kilka razy pożałować swoich decyzji, no ale proszę Was - jestem młoda i jeszcze nadarzy się wiele okazji, kiedy będę żałować, że nie da się cofnąć czasu. Ech, beznadzieja. Wolałabym być bardziej rozsądna. Panie Boże, dlaczego mnie taką stworzyłeś :C
  Ucinając łajno (po polsku brzmi to znacznie gorzej), realizowanie swojego planu zaczęłam już w piąteczek, na otwarciu nowego klubu w Rzeszówku, następcy słynnego Kitscha z Krakowa. Mogę śmiało powiedzieć już teraz, że rzeszowski jest lepszy i wcale się nie boję, że rozpocznę wielki shitstorm. Wreszcie w stu procentach mój klimat. Drażniły mnie trochę te wszystkie kluby w pożydowskich piwnicach, w których nie dało się oddychać ani przejść spokojnie, nie będąc wepchniętą w ceglaną ścianę. Tutaj niby dla każdego coś miłego, jednak te trzy sale w pewien sposób się uzupełniają i nie da się siedzieć cały czas w tylko jednej z nich.
 Pierwsze wrażenie po wejściu na salę: dobre. A jak usłyszałam tę muzykę z lat 80. omg. Wreszcie coś dla mnie. Żywiec lany za 5zł. Oczywiście, schlałyśmy się niemiłosiernie z Ojką, przez co ona miała na drugi dzień kaca, a ja pamiętam tylko urywki z tej imprezy. Ale po ilości siniaków i generalnym fizycznym bólu mogę wnioskować, że było fajnie.
 Poznałam kilku nowych ludzi, których już nie pamiętam, ale głównie to spotkałam wielu bardzo starych znajomych, z którymi ciężko było o czymkolwiek porozmawiać w takim huku, więc głównie tańczyliśmy. No i miałyśmy jeszcze epizod z bardzo dziwnym osobnikiem, którego na początku wzięłyśmy za nieogarniętą dziewczynę. Miał na sobie perukę i kiczowate futerko i cały czas się w nas wpatrywał, co dekoncentrowało Ojkę i po tych kilku browarach chciała do niego podejść i powiedzieć mu, żeby przestał. Chociaż jeszcze wtedy myślała, że ma do czynienia z dziewczyną. Ale on podszedł sam i się przedstawił. I spytał się, z którego jesteśmy liceum. To trochę zabawne, że po zaledwie jednym semestrze na uczelni, wyśmiałam gościa i zapytałam: A wyglądamy na licealistki? Stwierdził, że tak - wyglądamy. Sad story
 Jeśli chodzi o muzyczkę, to mój drogi Wojtuś, kolega z klasy, który sępił bilon na Snickersa i darł ze mną koty przez trzy lata liceum, przemienił się w Satorę, rozjebywacza parkietu i swoim setem rzucił mną praktycznie o ścianę i rozsmarował na niej mój ryj. Mam nadzieję, że doceni ten niewybredny komplement.
A teraz mam przed sobą dwa kolokwia i durny essay do napisania na jutro. Chce mi się? Nie.
Pozdrawiam wszystkich, którzy bawili się tak samo dobrze, a teraz muszą się uczyć tak, jak ja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz