piątek, 17 maja 2013

PIERDOLINK ALE TAKI DO POTĘGI.

Moi mili, wszem i wobec chciałabym oznajmić, że tak skomplikowanego życia nie miałam od dwudziestu lat.  Przy okazji zaznaczając, że dwadzieścia lat temu to ja jeszcze sobie siedziałam w brzuchu mamy i moje życie ograniczało się do pływania w wodach płodowych. Podobno bardzo kopałam i uprzykrzałam życie mamie do tego stopnia, że w szpitalu podczas porodu chciała wyskakiwać z okna.
Nie mam na myśli swojej obecnej sytuacji na uczelni (chociaż mogłoby być trochę lepiej, nie obraziłabym się), ani w pracy, bo generalnie akurat na tym polu radzę sobie nieźle. Mam na myśli swoje życie osobiste, lub raczej gwałtowny przeskok z jego kompletnego braku na mniejszy brak. Brzmi niegroźnie, bo w sumie nic takiego się nie stało, ale już tak mam, że za dużo myślę o tym, o czym nie powinnam, bo inni nie myślą tyle samo, co ja. Właściwie, to nie myślą wcale.
Dużo myślenia.
Stawiam kawę na ławę: na Juwenalkach Politechniki miałam się świetnie bawić, skakać w tłumie, poznawać nowych ludzi, a potem szukać siebie na Spotted: Rzeszów, ale zamiast tego zniszczyłam się doszczętnie. Na szczęście, moje ciało ma zdolność do dwudziestoczterogodzinnej regeneracji okupionej ogromnym cierpieniem i wysiłkiem włożonym w przegryzienie bułki z pasztetem i popicie jej rosołkiem z torebki. I pomyśleć, że to tylko pierwszy dzień, który miał być dla mnie najspokojniejszy i miałam wrócić ostatnim autobusem, by móc wstać na rano w zajęcia. Dobre sobie, doprawdy.
Aha, no i jeszcze na pewno zrobiłam piorunujące wrażenie na ludziach, z którymi tam byłam i których w większości nie pamiętam. Jedna z nielicznych scen, które potrafię wiernie odtworzyć w swoich myślach wydarzyła się, gdy szłyśmy z Olunią w krzaki i tam natknęłam się na jakiegoś typa śpiącego w śpiworze. Chłopie, mam nadzieję, że nikt Cię tam nie obsikał, bo to byłoby przykre.
Zatem Juwenalia skończyły się dla mnie wraz z chwilą, gdy wygramoliłam się z taksówki przed domem i powiedziałam czekającej na mnie mamie: Dobranoc, pani. Nazajutrz obudziła mnie Olunia i zmartwienie wymieszane ze zrozumiałym rozbawieniem dające się rozpoznać w jej głosie.
  Paulinka? Nie śpię, żyję, ale co to za życie.
Nie poszłam na zajęcia, mama miała ze mnie niewąską polewkę, a resztę dnia spędziłam na oglądaniu filmów na kinomaniaku. Obejrzałam Piękne Istoty - słabe jak kompot ze ścierki 2/10 koniec recenzji.
Po tym zdarzeniu pomyślałam sobie, że w sumie mogę mieć żal tylko do samej siebie, ale dzięki temu mam nauczkę na przyszłość. Musicie wiedzieć, że to nie jest moja imprezowa rutyna. Prawdę powiedziawszy, nawet nie mam imprezowej rutyny, bo nie chodzę na imprezy. Trochę narzekałam w poniedziałek, ale uspokoiłam się pod koniec, gdy zrozumiałam, że w sumie nobody cares. Chyba pierwszy raz w życiu się z tego cieszyłam. W ogóle ten tydzień był szalony, jak wariat. Moje przemyślenia należy podzielić według dni tygodnia, bo codziennie zmieniał mi się nastrój.
Poniedziałek: 
6:30 - 17:00 - jestem taka beznadziejna.
17:00 - 21:00 a może jednak nie
21:00 - moment, w którym usnęłam, czy gdzieś w okolicach 2:00 ASDFGHHJKDDIFNEIRGNFIERV*
Wtorek:
7:00 - 19:00 ASDFGHHJKDSFWMEFINEI*
19:00 - 23:00 a może jednak nie
Środa:
09:30 - 12:00 - co jest ze mną nie tak, przecież jestem fajna i ogarnięta i miła i wszystko
12:00 - 16:00 - czas spędzony z Gretą wyrwany z kontekstu, ale bawiłam się przednio.
16:00 - koniec dnia - nic mi się nie chce, nikt mnie nie rozumie
Czwartek:
7:00 - 9:20 gdzie ten dziekan, wstydzę się zapukać do gabinetu**
10:00-11:00 PAN PREZYDENT?***
reszta dnia - nie wiem, na czym stoję, kocham, nie kocham, chcę, nie chcę. *
Piątek:
6:00 - 14:00 nienawidzę tej roboty.
16:00 - reszta dnia; dlaczego jeszcze nie zaczęłam się uczyć.

* o tym w następnym odcinku, ale nie oczekujcie zbyt wiele, bo sama nie rozumiem sytuacji i opisywanie jej będzie mozolne jak toczenie kulki gówna przez żuczka. 
** byłam w czwartek u pana dziekana w sprawie kolegi Mateusza, który chce skorzystać z MOSTu, żeby móc sobie wyjechać do Warszawki. 
*** w ten sam dzień wpadł do nas Prezydent RP, żeby sobie otworzyć nowy obiekt URzetu. Później oglądałam relację w Panoramie na Dwójce. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz