piątek, 29 marca 2013

DA CUTES GUY EVAH!

Przeżywam pogodową depresję. Dzisiaj, po przebudzeniu, moim oczom ukazała się bajkowa kraina otulona białym płaszczem. O CO CHODZI? To mogło być fajne w styczniu, albo na Boże Narodzenie, kiedy nie uraczyłam śniegu, a nie teraz. Tomku, możesz sobie twierdzić, że marzec czy kwiecień niewiele różnią się od stycznia, ale w dalszym ciągu nie będę się z tym zgadzała.
 Dzisiaj oglądnęłam trzy filmy. Pierwszy z nich - nieletni/pełnoletni - niewyobrażalnie durny. Śmiałam się w niektórych momentach, nie zaprzeczę, ale generalnie nie polecam i nie idźcie na niego do kina. A jeśli już byliście, to biada Wam, ja przynajmniej zobaczyłam go za darmo i nie zapłaciłabym za niego od dwunastu do dwudziestu-dwóch złotych (w zależności od grupy biletowej) i w sumie to jest mi trochę głupio, że polecałam go w kasie klientom i przyrównywałam do Kac Vegas, bo to zupełnie dwie bajki. No ale co kto lubi. Mimo wszystko, dziękuję mojemu dzisiejszemu towarzyszowi, dzięki któremu nie musiałam oglądać tego filmu sama. Może i Syberiada Polska była na tyle dobra, by w usiąść sobie w samotności na skraju rzędu i kontemplować fabułę, ale tego drugiego sama bym nie zdzierżyła. Najprawdopodobniej wyszłabym po dwudziestu minutach.
 Drugi film wybrałam z nudów, bo wcześniej oglądałam go już dwa razy. Angus, stringi i przytulanki to spuścizna po czasach mojej gimbazy, gdy przeczytałam książkę o takim samym tytule i spodobała mi się główna bohaterka, natomiast opis wyglądu zewnętrznego jej ukochanego niespecjalnie przypadł mi do gustu.  A potem, wiele lat później znalazłam ekranizację gdzieś w necie i spodobało mi się. Miło jest czasem wrócić do wspomnień z gimbazy. Człowiek wtedy naprawdę nie miał problemów, chociaż myślał, że miał. Prawdę powiedziawszy, niektórzy w dalszym ciągu w sferze dramatyzowania znajdują się na poziomie gimnazjum. Bo chłopak, o którym myślałam, że mu się podobam, jednak mnie nie lubi i mam depresję i będę starą panną i nie potrafię cieszyć się życiem.
Srsly? Po prostu się ogarnij i może wyjdź z domu. Miłość, niestety, nie rośnie na drzewku szczęścia. Trzeba się o nią postarać. Myślisz, że miłość ci zbrzydła, bo jakiś koleś po prostu na ciebie nie leci? W takim razie nic nie wiesz o miłości. *
W tym Angusie gra niejaki Aaron Johnson, którego większe grono odbiorców może kojarzyć jako tytułowego Kick-Assa, albo jako hrabiego Wrońskiego z Anny Kareniny. I to jest trzeci film, który dzisiaj oglądnęłam. I w sumie chyba warto ze względu na jego kreację, bo sama Karenina wydała mi się jakaś taka za bardzo patetyczna. Za dużo patosu, za mało kobiety upadłej. Ale tak, czy siak - całkiem przejmujący film i nawet nie ziewałam.
Namiętnie gram w Portal 2. Ta gra mnie jednocześnie przeraża i wciąga. Czy inni gracze też boją się GlaDOS? Ona jest straszna.
Jutro idę z koszyczkiem i pierwszy raz wcale się nie cieszę. Mimo wszystko, wesołych.
Tyle ciasta w domu i nie można niczego tknąć

*W tym momencie nie mam nikogo konkretnego na myśli, to po prostu zbiór przemyśleń.

niedziela, 24 marca 2013

kiczowato

Postanowiłam ruszyć przed siebie w nieznane, zrobić coś dla siebie i może kilka razy pożałować swoich decyzji, no ale proszę Was - jestem młoda i jeszcze nadarzy się wiele okazji, kiedy będę żałować, że nie da się cofnąć czasu. Ech, beznadzieja. Wolałabym być bardziej rozsądna. Panie Boże, dlaczego mnie taką stworzyłeś :C
  Ucinając łajno (po polsku brzmi to znacznie gorzej), realizowanie swojego planu zaczęłam już w piąteczek, na otwarciu nowego klubu w Rzeszówku, następcy słynnego Kitscha z Krakowa. Mogę śmiało powiedzieć już teraz, że rzeszowski jest lepszy i wcale się nie boję, że rozpocznę wielki shitstorm. Wreszcie w stu procentach mój klimat. Drażniły mnie trochę te wszystkie kluby w pożydowskich piwnicach, w których nie dało się oddychać ani przejść spokojnie, nie będąc wepchniętą w ceglaną ścianę. Tutaj niby dla każdego coś miłego, jednak te trzy sale w pewien sposób się uzupełniają i nie da się siedzieć cały czas w tylko jednej z nich.
 Pierwsze wrażenie po wejściu na salę: dobre. A jak usłyszałam tę muzykę z lat 80. omg. Wreszcie coś dla mnie. Żywiec lany za 5zł. Oczywiście, schlałyśmy się niemiłosiernie z Ojką, przez co ona miała na drugi dzień kaca, a ja pamiętam tylko urywki z tej imprezy. Ale po ilości siniaków i generalnym fizycznym bólu mogę wnioskować, że było fajnie.
 Poznałam kilku nowych ludzi, których już nie pamiętam, ale głównie to spotkałam wielu bardzo starych znajomych, z którymi ciężko było o czymkolwiek porozmawiać w takim huku, więc głównie tańczyliśmy. No i miałyśmy jeszcze epizod z bardzo dziwnym osobnikiem, którego na początku wzięłyśmy za nieogarniętą dziewczynę. Miał na sobie perukę i kiczowate futerko i cały czas się w nas wpatrywał, co dekoncentrowało Ojkę i po tych kilku browarach chciała do niego podejść i powiedzieć mu, żeby przestał. Chociaż jeszcze wtedy myślała, że ma do czynienia z dziewczyną. Ale on podszedł sam i się przedstawił. I spytał się, z którego jesteśmy liceum. To trochę zabawne, że po zaledwie jednym semestrze na uczelni, wyśmiałam gościa i zapytałam: A wyglądamy na licealistki? Stwierdził, że tak - wyglądamy. Sad story
 Jeśli chodzi o muzyczkę, to mój drogi Wojtuś, kolega z klasy, który sępił bilon na Snickersa i darł ze mną koty przez trzy lata liceum, przemienił się w Satorę, rozjebywacza parkietu i swoim setem rzucił mną praktycznie o ścianę i rozsmarował na niej mój ryj. Mam nadzieję, że doceni ten niewybredny komplement.
A teraz mam przed sobą dwa kolokwia i durny essay do napisania na jutro. Chce mi się? Nie.
Pozdrawiam wszystkich, którzy bawili się tak samo dobrze, a teraz muszą się uczyć tak, jak ja.

środa, 6 marca 2013

małpa z kredensu

Na początek trochę matematyki połączonej z memetyką: pięć, góra dziesięć osób na dwieście, które to przeczytały, to nie wszyscy. Co za tym idzie, nie wszyscy twierdzą, że mam nierówno pod sufitem. Ale te dziesięć osób ma rację i jest to jak najbardziej oczywiste, bo gdybym była normalna, to nie dawałabym sobą tak pomiatać.
To był tylko taki mały dodatek, nieuznawany za wstęp. Teraz nadejdzie treść właściwa:
W pierwszej kolejności pragnę podziękować za wszystkie miłe słowa i przypadkowe wiadomości skierowane pod mój adres. Myślałam, że po opublikowaniu tego posta zostanę rytualnie wyklęta ze społeczności feja, ale myliłam się i w sumie dobrze się stało, wyrzuciłam już swojego hejta, mogę zaczynać życie od nowa.
 Tym razem chciałabym pozostawić tutaj coś dobrego i przyjemnego, co pozostało mi z tego roku. Złe traktowanie nie zdołało przyćmić wielu dobrych chwil, jakie przeżyłam z Kacprem i uświadomiło mi jednocześnie za co tak naprawdę go kochałam. I nadal kocham.
 Lubiłam, gdy byliśmy sami, bo wtedy czułam się ważna i doceniana. Mogłam się przytulić do niego, położyć głowę na jego klatce piersiowej i słuchać, jak bije mu serce. I cieszyć się myślą, że bije ono dla mnie.Było mi ciepło i przytulnie i prawie od razu zasypiałam. Uwielbiałam ten moment zaskoczenia, gdy nagle budziłam się wtulona w jego twarz tak, jakbyśmy spali przodem do siebie. Kiedyś w jednej z takich chwil, gdy Kacper uczył się na zaliczenie, ja przysnęłam sobie obok niego. Drzemałam pewnie dosłownie chwilkę, bo obudził mnie delikatnym gładzeniem moich włosów i lekkimi pocałunkami na całej mojej twarzy. Nie otworzyłam oczu i udawałam, że śpię dalej tylko po to, żeby mu nie przeszkadzać. Uczucie, jakby ciepłe płatki śniegu spadały po kolei na moją buzię. Miłość i bezpieczeństwo.